piątek, 12 marca 2010

Mój drogi pamiętniczQ, proszę Cię o chwileczkę uwagi.
Martusia zjebała mi humor. Bo jak tak można? No jak? Wjebać się z butami w czyjeś marzenia i plany! Moja kochana szkoła likwiduje profil mat-fiz i zamiast tego ma być profil ARCHITEKTONICZNY. Akurat w tym dziesięcioleciu, co ja - zajebistość wszechświata chciałam stworzyć coś twórczego i oryginalnego. Ale co? Powoli odechciewa mi się robić to, co inni. Co to za przyjemność być takim szarym człowiekiem w tłumie. Albo nawet jeżeli byłabym zajebistym architektem (co jest w 99,9% pewne), to ludzie i tak by wybierali projekty tych przeciętnych.
Zmieniam swoje plany, i ni chuja nie powiem, co będzie kolejnym celem w moim marnym ziemskim życiu. Wtedy żaden Ardschloch nie zajebie mojego pomysłu.

Kochany pamiętniczQ, narzekanie na nędzne życie nie ma większego sensu, dlatego też przejdę do przyjemniejszych rzeczy.
Z Anią wybrałyśmy się na zimowo-wiosenną wyprawę w dżungl
ę latarni, sklepów i sygnalizatorów świetlnych. Podróż była długa, dosyć męcząca, przy czym przyjemna i bardzo niebezpieczna. Koniec pierdolenia, nasz niecny plan spędzenia czasu zmieniał się wraz z krokami postawionymi na bagiennych chodnikach of city, a cele? Cel były wyznaczane po wykonaniu poprzedzającego go celu(cn-1). Układały się w sposób specyficzny i określane były wzorem rekurencyjnym. (Znowu pieprzę głupoty? Whatever!)
Pierwszą bardzo ważną misją do wypełnienia było śledzenie Marty, która wolała wjebać swój leniwy tyłek do przeludnionego PKS, niż wtrącić się do naszej zajebistej rozkminy. Martuś od razu załamał się psychicznie (przynajmniej Ja to tak odeb
rałam). Myślę, że zapewne się wstydziła Nas... Albo miała Nas dość? A może nie chciała, abyśmy przerywały Jej dyskusję z Mateuszem. Ostateczna propozycja wytłumaczenia Jej dosyć niemiłego zachowania (kocham Jej zachowanie) to kawa... Pewnie znowu wypiła kawę i Jej parkinson przerzucił się z rąk na całe ciało. Zapewne również nieświadomie zrobiła "face palm". Nasze spotkanie z Martą zakończyło się porażką, przyjazd pekaesika i słowa "Idźcie już" spowodowało ekspansję uczuć. Mało co, a bym zwątpiła w swoją zajebistość.
Większość drogi do galerii handlowej (o tak...) spędziłyśmy z Anią na sprzeczce "Kto jest bardziej zajebisty, Ja czy Ona?". Myślę, iż moje argumenty były fchuj wyjebane w kosmos, zapewne rozkurwiłyby XIX-wieczny zabytkowy parkiet.
Ja: Moja mama mówi, że jestem zajebista, bo jestem jej córką.
Ania: Już wiem, po kim odziedziczyłaś wysoką samoocenę.
Ja: Nie, to odziedziczyłam po prababci. Ona mi powtarzała, że jest zajebista.
W galerii zaczęłyśmy szukać lakieru do paznokci o kolorze majtkowym (oczojebny niebieski). I tak celem naszej dalszej podróży stał się lakier o kolorze majtkowym (cel niezrealizowany).
Ania: Kupię majtkowy lakier, pomaluję paznokcie, tylko muszą być długie...
Ja: Aby było widać.
Ania: ... I przejdę koło Kleofasa, a on zobaczy, że mam paznokcie w kolorze jego majtek i będzie chciał mnie poznać.
(...) Blablabla (...) (omijam tutaj dosyć prywatne, niekoniecznie ważne etapy naszej ekscytującej wyprawy, m.in. moje narzekanie na męczące przedzieranie się przez dzikie chaszcze samochodów). Ostatecznie przytoczę główne nurty naszej nowej-stare
j rozkminy.
1.Wraz z Anią doszłyśmy do wniosku, że mamy równy poziom zajebistości, wynosi on 99,(9)%. O takk.... Jesteśmy fchuj zajebiste.
2. Zajebistość ≠ idealność, iż bo ponieważ:
a) nikt nie jest idealny,
b) ideały są nudne.
3. My, no i parę innych osób (tak, mówię o głównych bohaterach Blogaska) reprezentujemy ludzi, którzy osiągnęli wyższy poziom niż pozostali ludzie.
4. Z pewnością nasza arogancja i wysoka samoocena nie jest wyrazem nietolerancji do niższych poziomów (bez nich byłoby tak jakby nudno?...).
5. Jesteśmy warte siebie, i to wielkie szczęście (a może przeznaczenie), że spotkałyśmy się na wspólnej ścieżce.
6. Najważniejsza jest pewność siebie, wtedy cały świat leży u twoich stóp.

Koniec wyprawy. Tak jak Cejrowski boso przez świat, tak i My tugieder przez dżungle życia.


Loffciam Nataleczka

PS Nie wiem, jaka faza mnie naszła na nawiązanie do dżungli. Zapewne to przez banany. O tak.... Okrutnie wżerałam myślące chipsy bananowe (według Ani banany pod każdą postacią czują, aż rozłożą się w żołądku do składników prostych). No i ta kawa... rozmowa z mamą tak bardzo mnie zaintrygowała, że niechcący wypiłam jej kawę... Nie za fajnie... Miałam skończyć z kawą na dziś. Nie udało się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Recent News

Archiwum bloga

Współtwórcy