Ok, koniec przechwalania. BLOGASQ!! Jestem załamana... Mało powiedziane... mam już paranoje strachliwą! Wszystko mnie przeraża: matematyka, chemia, sukienka na studniówkę i kurffa tatuś, który na siłę chce mi zmienić telefon. Dobra, dobra... jak się żalić to na całego: matematyka jest taka trudna, ni chuja nie wiedziałam, że jestem aż takim antytalentem logicznym, jak ja mam zrobić ok. 100 zadań z matmy, jak ja nawet jednego nie potrafię zrobić?! A chemia? Co mi kurffa odpierdoliło?Zdawać maturkę z chemii? Na rozszerzeniu? A sukienka? Czemu do chuja jestem taka niska? Wszystkie sukienki są takie długie... I rozmiar... Jakim fucking cudem rozm. 36 jest za duży na mnie? Od kiedy laski z rozmiarem 36 wyglądają jak wielkie krowy? Chyba że nosze rozmiar 34,
Po co ja się tak stresuje? Przecież do chuja nawet nie mam partnera na studniówkę! Ha... Jest zajebiście... Jakieś pomysły? Propozycje? (tylko nie z ogłoszeniem)!
Uwaga! Dziękuję Kasi, która miała cierpliwość do mnie na tym maratonie. Wiem, że dzięki mnie wyrobiła się w wieszaniu sukienek na wieszak i zapinaniu zameczków, jednakże dziękuję.
Anegdotka z wyprawy po sukienkę:
Nie wyobrażacie sobie jaki to był szok. W moim życiu jednak potrafi się zdarzyć coś niewyobrażalnie miłego.
To było pewnego szarego popołudnia. Godzina obiadowa. Zazwyczaj o tej porze wszystkie akcje na GPW spadają, bo wszyscy jedzą lunch. Ludzie w galeriach handlowych wyglądają jak zakupowi szaleńcy- widocznie zakupki im nie służą. W ich oczach daje się zauważyć nutkę zmęczenia i iskierkę zapalczywości. Są to lekko zamglone oczy, które w kilka sekund po zarejestrowaniu delikatnego światła padającego z szyldu kolejnego sklepu rozpromieniają się. Tacy ludzie wywołują we mnie strach, taki sam jaki wywołuje zatłoczone pomieszczenie przepełnione zagęszczonym powietrzem z niedostateczną zawartością tlenu. To jest chyba kolejna fobia, z którą nawet po wypiciu hektolitrów
Po spędzeniu trudnego przedpołudnia w poszukiwaniu jakiejkolwiek sukienki, która byłaby równie zajebista jak ja, od niechcenia weszłam do następnego sklepu z ciuchami. Wiedziałam, że jak zwykle nic nie znajdę na swoją grubą przepełnioną cellulitem dupkę. Jednak moją uwagę przykuła wystawa męskich ubrań. Eleganckie, ładnie poukładane, nawet stylowe i godne uwagi bo w kolorze fioletowym! Ta chwila była jedną z najpiękniejszych w moim życiu, sam RDJezus przed moimi oczami się ukazał. Było to objawienie godne wpisania do listy cudów Bożych. RDJ w pięknej fioletowej koszuli, z zawadiackim uśmiechem, lekkim, posiwiałym zarostem, oraz z pozą ( podobną a do tej, co można zaobserwować w dzielnicy czerwonych latarni w Amsterdamie). Już prawie go dotknęłam, już prawie go miałam dla siebie, już prawie on mnie dotknął, już prawie...
Prawie robi wielką różnicę. Czuję niedosyt...